Avalon
» Publicystyka
» Artykuł
Avalon Pulse Movie Special #2: Captain America: Pierwsze Starcie

Piątek, 2 września 2011 | Filmowe wydanie specjalne #2 |
Niestety serwisanci musieli się trochę namęczyc z popsutą Cosmic Cube, jakieś części zamienne sprowadzali czy coś. Nie mniej wsyzstko już ładnie śmiga i z nieszczęsnym opóźnieniem przedstawiamy wam opinnie naszych forumowiczów na temat najnowszej produkcji Marvel Studios - "Captain America: Pierwsze Starcie".
Captain America: Pierwsze Starcie
Nautilu5: Co to tego czy to najlepsza ekranizacja Marvel'a to się nie zgodzę, IM wg mnie lepszy, ale na drugim miejscu można spokojnie postawić Cap'a. Konwersja o NIEBO lepsza niż w "Thorrze". I to co mnie "najbardziej" ucieszyło to to, że teaser "The Avengers" po napisach był w 2d więc jest nadzieja, że nie będzię Mścicieli w 3d lub (o niebiosa) dopuszczą do kin 2d. To co mi się nie podobało to to, że film był mniej "urealistyczniony" niż nomen omen mniej realistyczny IM oraz... TO TYLE! Film super. W tym roku bije wszystko na czym byłe a wierzcie, że byłem na dużej ilości filmów :)
GrayFox: Fabuła jest prosta i przejrzysta. Jest w niej wszystko do czego przyzwyczailiśmy się w takich produkcjach. Jest przez to przewidywalna, ale to chyba żadna ujma.
Aktorstwo w filmie jest na co najmniej dobrym poziomie. Najlepsi byli moim zdaniem Tommy Lee Jones wraz z Chrisem Evansem. Na uznanie zasługuje też rola Dominica Coopera jako Howarda Starka, a Hayley Atwell wcieliła się dość przekonująco w Peggy Carter, a najlepsze sceny z jej udziałem to końcówka filmu. Muszę natomiast przyznać, że zawiodłem się na kreacji Red Skulla, nie jestem tylko pewien czy to wina Hugo Weavinga, czy takiego a nie innego przedstawienia postaci Johanna Schmidta w scenariuszu.

Ścieżka dźwiękowa nie jest wprawdzie jedną z tych fenomenalnych soundtracków w stylu "Piratów z Karaibów", jednakże w zadowalający sposób uwydatniała klimat filmu, który jest chyba największą zaletą obrazu Joe Johnstona. Nawet moja dziewczyna, która z reguły wszystkiego co się choćby ociera o wojnę nie tyka, była zachwycona światem wykreowanym przez ekipę filmową.
Hydra jako organizacja "tych złych" wypadła zadowalająco, miejscami jednak nie pasował mi do końca wygląd co poniektórych elementów, jak pancerze żołnierzy, czy motory. Swoją drogą, jakoś nawet nie potrafiłem się zmusić do śmiechu, na widok żołnierzy krzyczących "Hail Hydra", i wystawiających obie ręce przed siebie. Coś jest nie tak ze mną, albo z resztą widzów, bo ubaw mieli po pachy...
Zajawka "The Avengers", która pojawia się jako scena bonusowa po napisach końcowych, była średnia. Zbyt szybka, by dojrzeć cokolwiek, ale tekst Tony'ego Starka do Thora był fajny.
Podsumowując, "Captain America: The First Avenger", to dobry film. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że bardzo dobry. Jednakże w moim prywatnym pojedynku pomiędzy filmem o Rogersie a ekranizacją przygód nordyckiego boga piorunów zwycięstwo, choć minimalne, odnosi ten drugi. Mimo wszystko gorąco polecam każdemu, który nie miał jeszcze okazji zobaczyć Steve'a Rogersa w akcji.
S_O: Po pierwsze i najważniesze - przyznaję, nie miałem (całkiem) racji, naziści pojawili się w jednej bardzo epizodycznej rólce i jednym czy dwóch zdaniach. Przeceniłem Marvela i jego chrapkę na niemiecki geld.
Po drugie i równie ważne - Hitler dostał w mordę, jestem usatysfakcjonowany.
Ale szczegóły - film mi się podobał, był bardzo miłym "ekszyn flykiem". Tego się spodziewałem i to otrzymałem. Tym niemniej, film cierpi na parę przypadałości - w wielu przypadkach takich samych, jak Thor.
Głównym problemem są, podobnie jak u Gromowładnego, związki między głównym bohaterem a postaciami pobocznymi. Bucky jest na ekranie całe pięć minut przed swoją śmiercią, stanowczo zbyt mało czasu, by przedstawić jego przyjaźń ze Stevem. Jasne, MY wiemy, jak to wygląda, ale nie przeciętny widz, który pewnie bardziej niż śmierć Barnesa będzie przeżywał fakt, że Capeć nie może się upić. I czemu nagle Steve i Peggy są w połowie filmu na "per"? Jasne, ten wątek był już lepiej poprowadzony, jednak film jakby przeskoczył scenę czy dwie.
Koniec końców, wystarczyłoby przedłużyć ten film o jakieś pół godziny, może nawet kwadrans, i wykorzystać ten dodatkowy czas, żeby przyjrzeć się postaciom, a mielibyśmy znacznie lepszy film. A nie świetną, bo świetną, ale tylko wydmuszkę, półtoragodzinną reklamę "Avengers".
Uxer: Troszkę nawet zaskoczyła mnie ilość tylu pozytywnych opinii, dotyczących tego filmu, jakie znalazłem na forum. ;) Osobiście sam bowiem nie wiem, co o nim myśleć. Mam dość mieszane uczucia. Były sceny fajne, ale też odwalone na badziew. Zalatywało w wielu momentach zwykłym kiczem, a muzyka nie pomagała, bo była w moim odczuciu zbyt patetyczna. Być może to było celowe, ale mi jednak przeszkadzało w odbiorze. Tak samo strasznie irytował fakt, że Hydra miała taką technologię, skoro nawet w "Iron Manie", dziejącym się notabene kilkadziesiąt lat później, nie był ukazany podobny sprzęt (nie myślę tu o pracowni Tony'ego, on to miał niemal wszystko :)). No, może trochę przesadziłem, jednak właśnie tak mnie to raziło, że doszedłem do takiego wniosku.
Krzycer: Wczoraj byłem na filmie. I, cholera, jest nierówny. Porządny aktorsko, dobre efekty, zaskakująco dobra konwersja na 3D (co nie zmienia tego, że 3D jest niepotrzebne. Łał, tarcza przelatuje nam nad głowami. George Lucas w '77 sprawił, że nad głowami przeleciał widowni niszczyciel gwiezdny i nie trzeba było do tego niewygodnych okularków).

Więc główny zły jest mało zły. To jeszcze nie jest takie złe. Ale, jak napisałem, w filmie (a konkretnie - w drugiej połowie filmu) nie ma dramaturgii. Red Skull jest ciągle w defensywie. Widz jest poinformowany, że HYDRA, dzięki swojej kosmicznej broni, jest ogromnym zagrożeniem - ale tego nie widać, nie czuć. HYDRA traci bazę za bazą, Rogers ani razu nie zostaje draśnięty, Skull jest żałosny. Dopiero w samej końcówce scenarzyści z dupy wyciągają samolot który zniszczy Stany Zjednoczone, żeby zasugerować, że finałowa walka toczy się o jakąś stawkę poza spraniem pomarańczowej mordy.
Trzy czwarte postaci bohatera to przeciwnik i ogólne trudności z którymi się mierzy, które pokonuje. Batman ma Jokera, Luke Skywalker miał Vadera, James Bond - Blofelda i Sarumana. W porównaniu z nimi filmowy Rogers jest nikim.
Nawet na tle innych łotrów z filmów marvelowych Red Skull wypada bardzo marnie - Magneto, Doc Ock i Jeff Bridges są ciekawszymi postaciami i bez trudu kopią mu tyłek, nawet przesadzony, karykaturalny Goblin był groźniejszy. Nawet - również nijaki - Loki wydał mi się ciekawszym przeciwnikiem.
I to jest straszna wada filmu. A szkoda - bo pierwsza połowa, origin, rewelacyjna sekwencja z karierą na estradzie i pierwsza misja - są bardzo w porządku, na poziomie pierwszego Iron Mana. A potem jest po łebkach i nieciekawie, przez co film ostatecznie niewiele, ale przegrywa z równiejszym Thorem i nawet nie jest w tej samej kategorii wagowej co First Class.
Swoją drogą, quiz - która ze scen toczyła się w Polsce?
Żeby zamknąć pozytywnym akcentem - parę plusów, które wcześniej pominąłem:
- w filmie zmieszczono imponującą masę wątków komiksowych. Trójkątna tarcza, estradowy strój który chyba nawiązywał do starego filmu z Capem, pranie Hitlera po mordzie, komiksy, talent artystyczny Rogersa... Jeśli czegoś zabrakło, to tylko szeregowego Howletta w jakimś ujęciu.
- wspomniałem o dobrych efektach, ale osobna wzmianka należy się sztabowi, który zaprojektował rekwizyty i modele. Limuzyna Red Skulla, latający samochód Starka, rakietowy wirnik którym ucieka Skull - wszystko ślicznie nawiązujące do pulp sci-fi. I ładnie wykonane.
- rewelacyjne napisy końcowe!
- nawiązanie do Indiany Jonesa.
Arachnid: Po dość długim oczekiwaniu, wreszcie udało mi się dotrzeć do kina na kolejne dzieło Marvel Studios. I jak to zwykle bywa w przypadku tego typu produkcji, naprawdę było warto. „Captain America: First Avenger” to kawał dobrego kina. Piąta część układanki prowadząca do przyszłorocznego hitu „The Avengers” wypada bardzo dobrze.

Dużą zaletą filmu jest to, że praktycznie cała akcja toczy się w czasach wojny. Świetnie ukazany jest klimat lat czterdziestych, chociaż niektóre technologie wydają mi się jak na tamte czasy zbyt nowoczesne.
Ogólnie jest bardzo dobrze. Dużo akcji, świetna gra aktorska i nawet efekt 3D mi nie przeszkadzał. Nie obyło się też bez wad, ale to normalne. Gdybym miał porównać ten film do innych produkcji Marvel Studios, to umieściłbym go ciut niżej od Iron Mana i Thora, ale nie zmienia to faktu, że film ten utrzymuje dobry, wysoki poziom. Film „Captain America: First Avenger” jest świetny i naprawdę warto go obejrzeć. Teraz pozostaje tylko czekać na „The Avengers”.
Recenzje
Damiano: Rok 2011 okazał się istną batalią filmów superbohaterskich. Po ciekawym "Thorze", doskonałym "X-Men: Pierwsza klasa" i średnio udanym "Green Lanternie" przyszedł czas na rozliczenie się z Kapitanem Ameryką. Przyznam szczerze, że kiedy pierwszy raz usłyszałem, iż Joe Johnston będzie reżyserem tejże produkcji, miałem sceptyczne nastawienie. Nie sądziłem, iż twórca tak przeciętnych filmów, jak "Jumanji", "Park Jurajski 3" czy, ostatnio, "Wilkołak", będzie w stanie poradzić sobie z tematem. Jednak z ręką na sercu przyznaję, że myliłem się. Czytaj dalej...Undercik: Wychodząc z kina nie za bardzo wiedziałem co myśleć. Z jednej strony, film mi się spodobał, ale jednocześnie czułem ogromny niedosyt. Miałem wrażenie, że twórcy nie wykorzystali czałkowice drzemiącego w tym tytule potencjału. Czytaj dalej...
Sc0agar4k: Tym razem postanowiłem odwiedzić drugie z poznańskich Multikin, mieszczące się w Starym Browarze. Pierwsze zaskoczenie już na początku filmu. "Captain America: The First Avenger" to kino czysto rozrywkowe. Czytaj dalej...
Spośród plakatów Captain America: Pierwsze Starcie najbardziej wyróżniły się:
Hit:

Zgadzasz się z opiniami, a może wręcz przeciwnie? Skomentuj na forum, w temacie Captain America: The First Avenger
Redaktor naczelny: Undercik | Redaktor techniczny: Undercik |