Avalon
» Publicystyka
» Artykuł
Recenzja filmu "X-Men: Pierwsza Klasa" - Undercik
"X-Men: Pierwsza Klasa". Gdyby ktoś zapytał mnie o ten film pół roku temu, powiedziałbym mu, żeby raczej nie szedł, bo to może być nieudana adaptacja. Czas jednak płynął, pojawiały się pierwsze grafiki i nagle opublikowano zwiastun. W mojej głowie zaświeciła się lampka nadziei, że jednak coś może z tego być. Tak więc, ze zbliżaniem się daty premiery, byłem coraz bardziej pozytywnie nastawiony i ostatecznie nie zawiodłem się.
Recenzja filmu "X-Men: Pierwsza Klasa" - Undercik

Film zalet ma wiele. Aktorstwo, dialogi, efekty specjalne, niewymuszony humor, który naprawdę śmieszy, bohaterowie i relacje między nimi. Zacznę od tego ostatniego, bo to właśnie zrobiło na mnie największe wrażenie.
Każdy bohater został wykreowany bardzo dobrze, a niektórzy wręcz genialnie. Co mnie zaskoczyło, to fakt, że dosyć dużo postaci dostało sporo czasu ekranowego. Spodziewałem się, że będę zmuszony oglądać prawie ciągle Xaviera i Magneto. Twórcy pozytywnie mnie zaskoczyli. Film skupia się także w dużym stopniu na innych postaciach (Shaw, Moira, Mystique czy Beast), pozostali natomiast też nie są tłem i swoje pięć minut dostają i potrafili mnie do siebie przekonać. Nawet Azazel, którego szczerze nie cierpię z kart komiksu, tutaj był naprawdę znośny. Nie miał za dużo do gadania, ale nie musiał, bo jego styl bycia całkowicie to wynagradzał. Co najważniejsze, nikt nie zachowuje się out-of-character.

Jeśli chodzi o aktorstwo, to szczególnie wybiła się trójka aktorów: James McAvoy, Michael Fassbender oraz Kevin Bacon. Całe trio zagrało wręcz genialnie. Szczególnie wrażenie robią sceny, w których występują wspólnie Bacon i Fassbender – czysta rewelacja. Jedna rzecz dręczyła mnie przed pokazem - były to obawy, jakie miałem wobec McAvoya. Te rozwiały się już w pierwszej scenie z jego udziałem. Jak wypadła reszta? Od poprawnie, przez dobrze, po bardzo dobrze. Nie wszyscy mieli co prawda okazję do wykazania się, ale nie było przypadku, w którym mógłbym się przyczepić do czyjejś gry.

Generalnie, jest masa scen, które zostały bardzo dobrze rozplanowane, zagrane i obdarzone świetnymi dialogami. Praktycznie co druga scena jest dobra, a co czwarta-piąta - bardzo dobra, a nawet rewelacyjna. Zarówno te zabawne, jak i psychologiczne, czy sceny akcji, wypadają świetnie i czasami potrafią wbić w fotel.
Jak ma się osadzenie fabuły w okresie zimnej wojny? A ma się dobrze, dziękuję. W tym wypadku nie ma nic do zarzucenia. Muszę przyznać, że twórcy się postarali i umiejętnie wpletli fabułę w fakty historyczne.

Humor zostawiłem sobie na koniec. Porównajmy go do "Thora", który niedawno gościł w kinach. W filmie o asgardzkim bóstwie specjalnie stworzono postać, aby zapewnić nieco humoru i wyszło to trochę sztucznie. Na szczęście tutaj tego nie ma. Dowcip jest niewymuszony. Jednym z lepszych momentów jest podryw na Xaviera, kolejna z rzeczy, których się nie spodziewałem. Co prawda cameo i easter eggów jest mniej niż w filmach ze stajni Marvel Studios, ale i tak każdy znajdzie trochę rzeczy, które sprawią, że uśmiechniecie się pod nosem.
Wady? Jakie wady? Poważnie, tak właściwie nie mam się za bardzo do czego przyczepić.
Na zakończenie. Jeśli pytasz, czy warto, odpowiadam: TAK! Najlepszy film o X-Men, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że najlepszy film na podstawie komiksu Marvela. A, i jeszcze jedno. Nie zostawajcie po napisach, dodatkowej sceny nie uświadczycie.
Dominik "Undercik" Nowicki