Avalon
» Publicystyka
» Artykuł
Recenzja komiksu - Uncanny X-Men tom 6 Historie małe
Brian Bendis pisał “All-New X-Men” i “Uncanny X-Men” w tym samym czasie. Obie serie zakończyły się w podobnym momencie. Niedawno Egmont wydał u nas ostatnie tomy obu tytułów. Trudno więc uniknąć porównywania jednego i drugiego.
A jeszcze trudniej uwierzyć, że ten sam scenarzysta, który napisał tak nijakie zakończenie “All-New X-Men” dał nam tak fantastyczny finał “Uncanny X-Men”.
Tom “Historie małe”, jak sama nazwa wskazuje, składa się z kilku pojedynczych opowieści, z których każda jest domknięciem jakiegoś wątku, zakończeniem pewnego etapu i otwarciem nowego.
Zeszyt #32 eksploruje “rewolucję mutantów” Cyclopsa. Nie wiem, na ile jest to samoświadomy zabieg ze strony autora, ale w wielu jego seriach nie ma widocznej, spajającej całość konstrukcji fabularnej. Postaci po prostu robią rzeczy, wpadają na przeciwników, pokonują ich i żyją sobie dalej. To praktycznie definicja “All-New X-Men”, ale “Uncanny X-Men” też nie było od tego wolne. Tu jednak Bendis obraca to w zaletę, pokazując nam dwie konfrontacje z Cyclopsem – Emmy i Havoka. Oboje kłócąc się ze Scottem zadają pytanie “czym miała być ta rewolucja”, zmuszając go do wyznania, że był to jeden wielki blef. Przynajmniej początkowo. Jest to świetna eksploracja postaci i całej tej serii.
Chris Bachalo narysował to ze wszystkimi wadami i zaletami swojego stylu, o których napisałem już wystarczająco wiele w recenzjach poprzednich tomów.
Zeszyt #33 to krótki wypad Illyany i Kitty na Wyspę Potworów, prześwietlający ich przyjaźń, z naciskiem na obecny etap – i, na koniec, naprawiający ją. Krótkie, proste i przyjemne, z kilkoma naprawdę uroczymi momentami. Jednym z moich ulubionych jest kadr, na którym Illyana powstrzymuje się przed powiedzeniem “hope you survive the experience” małej dziewczynce i po prostu życzy jej powodzenia.
Zeszyt #34 skupia się na Mystique i tym, co zrobiła Dazzler. Wciąż mam problem z tym, jak Bendis pisał Raven, bo nie przypominała tu samej siebie i zachowywała się wyjątkowo schizofrenicznie. W rozmowie w pierwszej połowie zeszytu zresztą pada to stwierdzenie, niemalże słowo w słowo, ale o ile kupuję wyjaśnienie “rewolucja była blefem”, o tyle tutaj mamy zwrócenie uwagi na problem, które wcale nie naprawia tego, że problem wystąpił.
Natomiast dalsza część konfrontacji wypada świetnie, podobnie epilogi.
Te dwa numery narysował Kris Anka – rysownik, który zaczynał w Marvelu od projektowania kostiumów i rysowania okładek, natomiast wnętrza komiksów początkowo wychodziły mu bardzo sterylnie. W tych numerach był już bardziej wprawiony i choć są tu momenty, gdy coś jest nie tak z mimiką, to ogólnie wyszły mu bardzo ładnie.
Zeszyt #35 skupia się na uczniach dopiero co zamkniętej Nowej Szkoły im. Xaviera, którzy próbują zostać superbohaterami na własną rękę – i spotyka ich ciężki zawód, gdy o włos unikają katastrofy. To jest świetny pomysł – i są tu wspaniałe momenty i sceny – ale to jedyny wątek w tym albumie, któremu przydałoby się więcej miejsca.
Album domyka zeszyt #600 – specjalny, powiększony, sumujący numerację wszystkich serii “Uncanny X-Men”. Zawiera kilka pomniejszych scen, wplecionych w główny wątek zeszytu – interwencję wszystkich mutantów szkoły Jean Grey, próbujących wyperswadować starszemu Beastowi dalsze działania na własną rękę, w rodzaju ściągnięcia młodych X-Men do teraźniejszości.
To ciekawy zabieg – w ostatnim numerze to Beast, niemalże zaślepiony gniewem, który budzi w nim (starszy) Cyclops, jest zaprezentowany jako ten, który był w błędzie, a ustawiany dotąd na pozycji “tego złego” Cyclops… Nie wszystko zostaje mu wybaczone, ale to on się zmienia i działa na rzecz lepszej przyszłości, a Beast do samego końca nie potrafi przebaczyć.
I tu znowu nie jestem pewien, na ile to był świadomy zabieg – czy Bendis, wymyślając “All-New X-Men”, miał ten pomysł, że Beast popełnia ogromny błąd? Czy może później, w trakcie pisania obu serii przemyślał sprawę i doszedł do tego wniosku? To podobny przypadek co całe “rewolucja mutantów była blefem” - nie wiem, na ile mamy do czynienia z przemyślanym planem, a na ile było to wymyślane w trakcie, na poczekaniu. Ale w obu tych wypadkach – to działa.
Spośród scen wtrącanych pomiędzy wątek Beasta najważniejsze dotyczą All-New X-Men – w jednej młody Iceman i Jean rozmawiają ze starszym Icemanem na temat coming outu młodszego i tego, co znaczy dla starszego. W drugiej cały zespół rozmawia o tym, czy wrócić do przeszłości i ogólnie – co dalej robić. Obie są całkiem dobre i oferują jakieś zakończenie dla All-New. Bardzo otwarte, ale jednak zakończenie. Co nie zmienia tego, że to słabe, że czytelnik “All-New X-Men” musi tego zakończenia szukać w innej serii.
Zeszyt #600 został narysowany przez siedmiu rożnych rysowników – większość spośród tych, którzy kiedykolwiek rysowali “All-New X-Men” - Bachalo, Ankę, Irvinga, Pichelli, Marqueza, Asrara i Immonena. Style niektórych z nich nijak nie pasują do innych, ale przynajmniej przydzielono im różne sceny, więc styl nigdy nie zmienia się z kadru na kadr w ramach jednej sekwencji.
Szczerze mówiąc mógłbym jeszcze długo pisać o tym tomie, ponieważ jego lektura bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie pamiętałem tych zeszytów jako tak udanych. Może zebranie ich w jednym tomie pomaga podkreślić, że ile wątków z tej serii doczekało się autentycznych, satysfakcjonujących konkluzji. Może to kwestia kontrastu – dopiero co przeczytałem bardzo słaby album “All-New X-Men: Utopianie”. Ale spośród różnych serii, przy których Bendis pracował przez parę lat lub dłużej, niewiele zakończył tak dobrze, jak “Uncanny X-Men”.
Ocena: 5/5
Krzysiek “Krzycer” Ceran
Uncanny X-Men: Historie małe
scenariusz: Brian Michael Bendis
rysunki: Chris Bachalo, Kris Anka, Valerio Schiti i wielu innych
zawiera: Uncanny X-Men vol. 3 #32-35, Uncanny X-Men #600
cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za egzemplarz do recenzji.
Sprawdź także:
Recenzja komiksu - Uncanny X-Men: Mutant Omega
Recenzja komiksu - Uncanny X-Men: Mutant Omega
