Avalon
» Publicystyka
» Artykuł
Living Tribunal #244 - Wonder Man: My Fair Superhero TPB

Scenariusz: Peter David
Rysunki: Andrew Currie, Todd Nauck
Okładka: Andrew Currie
Ilość stron: 120
Cena: 13.99 $
Zawiera: Wonder Man vol. 3 #1-5
S_O: Ach, Wonder Man. Ze wszystkich superherosów potrafiących zmieniać się w wielką kupę fioletowych kirby dots, on zdecydowanie jest wśród dziesięciu najlepszych.
Miniseria, która została zebrana w tym wydaniu, wyszła w 2007 roku, więc mniej więcej wtedy, gdy końca dobiegało Civil War – choć akcja rozgrywa się nieco wcześniej. Wtedy też zetknąłem się z nią po raz pierwszy, i uznałem ją za całkiem dobrą. Gdy więc nie tak dawno miałem szansę dostać to wydanie zbiorcze w całkiem niskiej cenie, nie wahałem się długo – w końcu hej, nie ma czegoś takiego, jak zły PAD, prawda?
Fabułę historii można, z grubsza, odgadnąć po podtytule (a także po blurbie na tylnej okładce: "The taming of the super-villain!"): nasz joniczny przyjaciel zostaje wrobiony w reality-show, podczas którego musi udowodnić swoje przekonanie, że nie istnieją ludzie niereformowalni. Z pomocą Carol Danvers i Hanka McCoya pracuje więc nad Ladykiller – zabójczynią, którą zatrzymał w pierwszym numerze – by uczynić z niej superbohaterkę. Istnieje jednak większa intryga, o której ani opiekunowie, ani ich podopieczna nie mają pojęcia.
Brzmi nieźle, prawda? Problem polega na tym, że, choć PAD przez większość czasu umiejętnie przedstawia przemianę Ladykiller w "Ladyfair", jak zostaje ona przechrzczona w ostatnim numerze, pięcionumerowa miniseria najzwyczajniej w świecie nie jest odpowiednim medium dla tej historii. Może w oryginale, gdy na kolejne jej części trzeba było czekać miesiąc, zebrana jednak w jednym tomie, który można przeczytać w godzinę, zatraca gdzieś wrażenie upływu czasu. Nawet mimo tego jednak wydaje mi się, że rewelacja o budzącym się między opiekunem a podopieczną uczuciu, niesygnalizowana, pojawia się znikąd. Na "kompresji" historii, która spokojnie mogłaby się rozgrywać przez rok, albo i więcej, w jakiejś regularnej serii, cierpi też wątek Nobility, grupy odpowiedzialnej za wspomnianą intrygę.
Oddzielną kwestią jest oprawa graficzna. A ta jest... nietypowa. Do stylu Andrew Curriego, nawet nie próbującego zbliżyć się do "realizmu", trzeba się przyzwyczaić, nawet jednak przymknąwszy nań oko nie da się nie zauważyć wyskakujących tu i ówdzie potworków. Do tego na jeden numer Currie zostaje zastąpiony przez Todda Naucka. Nie mówię, że Todd jest złym artystą, bo nie jest, ale style obu panów są całkiem różne, a to jednak wybija z rytmu.
Koniec końców... ciężko mi ocenić tę historię. Nie jest ona ZŁA, ale zdecydowanie poniżej pewnego poziomu, do którego przyzwyczaił nas PAD. Ostatecznie mogę ją polecić jedynie zagorzałym fanom i kolekcjonerom przygód Simona lub twórczości Petera. Reszta czytelników może przejść obok niej obojętnie. Innymi słowy – trzy fioletowe kirby dots na pięć.
